środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 11

Siedzieliśmy razem nad basenem, rozmawiając. Nie sądzę, żeby było wiele osób, z którymi porozumiewałabym się tak swobodnie, znając je tak krótko. Jednak w żaden sposób mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie - cieszyło mnie to. Ani w Anglii, ani w Polsce nie miałam nigdy zbyt wielu przyjaciół, ale nigdy nie czułam się samotna. 
- Riker?
- Tak?
- Grasz w Glee?
- Tak, ale nie jestem jakąś ważna postacią, coś w okolicach trzeciego planu...
- Niby dlaczego mało ważną, skoro cię zatrudnili, to znaczy, że byłeś potrzebny.
-  Taa... jedni mają do powiedzenia całą stronę w jednej scenie, a ja w całym serialu mówię tylko jedno słowo.
- Jeszcze tańczysz i śpiewasz.
- Skąd wiesz?
- Oglądałam kiedyś ten serial i dopiero teraz przypomniałam sobie, gdzie cię w nim widziałam - uśmiechnęłam się
- No i wszystko jasne.
Zamilkliśmy i siedzieliśmy w ciszy, rozkoszując się ciepłem wieczoru.
- Wiesz co? - blondyn przerwał ciszę - Chodźmy już może do środka, bo jeszcze się zorientują, że nas nie ma. 
- Jasne - odpowiedziałam. Rik słysząc te słowa wstał, a następnie podał mi rękę, by pomóc mi zrobić to co on. Przyjęłam jego pomoc i po chwili również już stałam. Nadal trzymaliśmy się za ręce.
- Wiesz, mam pewien pomysł... - szepnął, a ja podniosłam na niego wzrok. w jego oczach tańczyły wesołe ogniki, uśmiechnął się uroczo i... bezceremonialnie wepchnął do wody. Na jego nieszczęście w tym momencie zapomniał, żeby puścić moją dłoń i razem ze mną znalazł się w wodzie. Ha! Ma za swoje. Odwróciłam się do niego, próbując udawać oburzenie, ale gdy tylko na niego spojrzałam, nie wytrzymałam. Wybuchnęłam śmiechem.
- Dlaczego się śmiejesz? Śmiesznie wyglądam? - zasypywał mnie pytaniami, a ja skinęłam głową. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. 
- No nie śmiej się! Sama nie wyglądasz lepiej. - mówił i na chwilę się zamyślił - Tusz do rzęs ci się rozmazał! - wykrzyknął po chwili.
- Mam wodoodporny! - chlapnęłam na niego wodą.
-Ej! 
Rozpętała się prawdziwa wodna bitwa. Mimo że nie jesteśmy już dziećmi, tak się czuliśmy. Śmialiśmy się w głos. Po chwili drzwi do domu się otworzyły
- Emily, jeste... Ej, no! Taka świetna zabawa i nikt nie raczył mnie zawołać? - wykrzyknął Rocky - Oj, dostaniecie za swoje, już ja się z wami policzę!!! - to powiedziawszy zrzucił kapcie i wskoczył do basenu, robiąc salto w powietrzu i rozchlapując wodę dookoła.
Chwilę potem dołączyła się do nas cała rodzinka. Oczywiście bez rodziców. Świetnie się bawiąc nie zauważyliśmy nawet, kiedy zrobiło się ciemno. Ktoś jednak poszedł zapalić światło i przy okazji przyniósł piłkę, więc mogliśmy kontynuować nasza zabawę. Nie wiem, jak długo siedzieliśmy na zewnątrz, ale myślę, że raczej długo. Nie miałam zegarka ani telefonu, więc nie wiedziałam, która jest godzina. Wkrótce wszyscy razem postanowiliśmy wyjść z wody i iść do domu się wysuszyć, i przebrać. Oczywiście Rydel pożyczyła mi swoje ubrania. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając, ale nadszedł już czas mojego i Ell'a powrotu do domu, a więc czas pożegnania. 
- Emi, w niedzielę idziemy razem do rezerwatu, chcesz iść z nami? - zapytał Ross
- Myślę, że tak, ale czy wy chcecie, żebym poszła z wami?
- Jakbyśmy nie chcieli, to byśmy się nie pytali - uśmiechnęła się Rydel. Odwzajemniłam uśmiech. Jeszcze tylko wymienienie się numerami telefonów, grupowy przytulas i do domu. Miałam poczucie idealnie spędzonego popołudnia, ale jednocześnie byłam już trochę zmęczona. Oczywiście tak pozytywnie. 
Szliśmy razem, z Ratliffem, gdyż sama nie trafiłabym jeszcze do domu, a już na pewno nie po ciemku. Odeszliśmy już kawałek od domu Lynchów, gdy nagle ktoś wskoczył Ell'owi na plecy. Tym kimś był Rocky. Ratliff jednak stracił równowagę i próbując ją zachować złapał się mnie... Jaki efekt? Wszyscy wylądowaliśmy na chodniku, śmiejąc się na chyba całe miasto. 
- Nic wam nie jest? - zapytał Rocky
- Eee... chyba nie...
- A mogę się do was dołączyć? - zrobił szczenięce oczy - Proszę...
- Dobra, ale już bez wskakiwania komuś na plecy, ok?
- No kurde, całą zabawę psujesz! To miała być niespodzianka, ten drugi raz...
- A chcesz z nami iść? - zapytałam, patrząc na niego groźnie, nie uśmiechała mi się powtórka z rozrywki
- Ok, już nie będę - westchnął - Dzisiaj nie będę- dodał szeptem.
_________________________________________________________________________________
Wróciłam i oto dodaję rozdział! Strasznie Was przepraszam, że tak długo go nie było, nawet nie wiem, jak się tłumaczyć...
Na przeproszenie ten rozdział jest troszkę dłuższy :)
Nie wiem, czy zauważyliście, ale zmieniła mi się kolejność rozdziałów :/. Wie ktoś może jak to naprawić?

5 komentarzy (moje się nie liczą, haha) = następny rozdział

~Ada♡

czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 9

PRZECZYTAJCIE NOTKĘ! <3

Wydawało  i się, że są to ciekawi ludzie i dobrze się z nimi dogadam.
Nareszcie doczekałam się! Ponownie wszyscy wysypaliśmy się z budynku szkoły. Tym razem nie zostałam odprowadzona przez Ell'a, gdyż jechał autobusem. Powoli kierowałam się w stronę domu. Nie spieszyło mi się, była piękna pogoda i na dodatek na tyle wcześnie, że mogłam iść wolno, nie martwiąc się, że nie zdążę się przygotować. 
Wchodząc do domu, zauważyłam, że na podjeździe już stoi samochód mojego taty, a obok niego jeszcze jeden. Zdziwiło mnie to, bo o tej porze powinien być w pracy... Weszłam do domu. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam tatę siedzącego przy stole (nie zdziwiło mnie to, że siedział przy stole, tylko z kim) razem z moją babcią i dziadkiem. Skąd oni się tu wzięli? Przecież mieszkają w Anglii! No dobra, pewnie przylecieli samolotem, a potem przyjechali tym autem, które stoi właśnie przed domem. 
Siedzieli przy tym stole, jakoś dziwnie smutni, nadal mnie niezauważając.
- Dzień dobry. - przywitałam się niepewnie. W obecnej sytuacji czułam się conajmniej dziwnie...
-O! Emily! - krzyknęli niemal równocześnie, wstając z krzeseł i z powrotem zakładając te swoje maski ze sztucznym uśmiechem. Coś mi tu śmierdzi...
Przywitaliśmy się, chwilę rozmawialiśmy. Prawie wszystko było po dawnemu. Brakowało tylko mamy. Nie! Nie! Nie myśl tak! Nie po tym co zrobiła, jak cię potraktowała. Nie zasłużyła na to, żebyś tak o niej myślała! Ukradkiem zerknęłam na zegarek. Żebym tylko znów się nie spóźniła! Chociaż i tak Ell po mnie przychodzi, ale jak przyjdzie to muszę być już gotowa. Powiedziałam im, że muszę iść się przygotować, bo niedługo wychodzę. Na ich twarzach widziałam wyraźną ulgę. Postanowiłam jednak teraz nie zawracać sobie tym głowy. Szybko wbiegłam po schodach na górę, do mojego pokoju. Krótki prysznic i znów ten dylemat, co na siebie założyć... Dzień był wyjątkowo upalny, co pomogło mi w wyborze "stroju". Zdecydowałam się na lekką sukienkę przed kolana i sandałki, i to właściwie tyle. Uff... najgorsze już za mną. Teraz został tylko delikatny makijaż, włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone. Podeszłam bliżej do lustra. Los Angeles, przecież jest tu cudowne słonce, powinna byłam się już chociaż troszkę opalić... A ja tymczasem jestem bardzo blada. Może nawet bardziej niż przed przyjazdem tutaj... Ale co się będę tak wszystkim przejmować, już nie mam na to ochoty! 
Jakimś cudem została mi chwilka do przyjścia Ellingtona, ale nie chciałam na razie schodzić na dół, do reszty, jakże licznej rodziny, więc postanowiłam zostać u siebie. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc tylko leżałam na łóżku i wgapiałam się w sufit. 





Znów dodaję rozdział tak późno. Najwyraźniej na nauczycielach wystawienie ocen nie zrobiło najmniejszego wrażenia, bo jeszcze w piątek pani zadawała nam pracę domową... Więc ponownie Was przepraszam i myślę, że możemy się tak "umówić" ("umówić" w cudzysłowie, bo niezależnie czy się Wam to spodoba, czy nie i tak tak zrobię <3, wiem wredna jestem ostatnio), że rozdziały będę dodawała w takich odstępach czasu jak to robiłam ostatnimi czasy (ale oczywiście jak będę miała wolną chwilę to też dodam). 
A i jeszcze jedną rzecz chciałam Wam  przekazać, dotyczy ona poprzedniego rozdziału. Więc pewnie zauważyliście, że nie był on do końca normalny, a to dlatego, że jak go pisałam to tak troszeczkę mi odwalało... :D