wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 13

Droga do najkrótszych nie należała,  ale w dobrym towarzystwie czas mija zadziwiająco szybko. Rocky do rozmowy wtrącał wiele żartów oraz zabawnych uwag, które sprawiały, że atmosfera między nami nie była sztywna, tylko swobodna. Po jakimś czasie dotarliśmy na plażę. Pierwsza moja reakcja to "wow!". Plaża była nie tylko ogromna i piękna, ale też praktycznie pusta.
- Kto ostatni w wodzie ten bałwan! - Krzyknął Rocky i biegnąc do wody zrzucał koszulkę i koc, który trzymał. Po ułamku sekundy dotarło do mnie, co się dzieje i dołączyłam do bruneta. Na moje nieszczęście do wody wbiegłam zaraz po nim i chyba każdy domyśla się , jak to się skończyło...
- Hahaha, bałwan! Bałwan! - krzyczał jak małe dziecko i chlapał wodą dookoła siebie.
- Sam jesteś!
Pływaliśmy, chlapaliśmy się w wodzie jeszcze dłuuugo. Po jakimś czasie jednak zrobiło nam się zimno i postanowiliśmy wrócić do naszych rzeczy. Wyszliśmy na brzeg. Okazało się jednak, że pojawił się mały problem. Nigdzie nie mogliśmy ich znaleźć... Szukaliśmy chyba wszędzie i pytaliśmy się każdego, kogo spotkaliśmy, ale nikt nic nie wiedział. Ubrania to nie był aż taki problem, ale Rocky nie mógł przeboleć straty swojego iphone'a. Słońce zaczęło już zachodzić, więc zakończyliśmy poszukiwania i postanowiliśmy iść do domu.
- Mój telefon... Mój Steve... A co, jak ktoś go ukradł i go otworzy, i znajdzie różne rzeczy, i potem to wykorzysta przeciwko zespołowi, albo... - Rocky był już na prawdę bliski płaczu, i zaraz, zaraz, ona nazwał swój telefon? A na dodatek zaintrygowały mnie te "różne rzeczy", bo niby co on mógł tam takiego mieć...? No cóż, raz kozie śmierć, jak to mówią, co zaszkodzi się zapytać?
- Rocky, co ty tam takiego miałeś?
- No na przykład filmiki, na których się wydurniamy, ale wiesz, tak w sensie, że nie chcielibyśmy się nimi dzielić, a wiesz co media mogą zrobić z każdym materiałem, który wpadnie im w ręce...
- Znajdzie się, zobaczysz. - Przytuliłam go i poszliśmy dalej.
Doszliśmy pod mój dom i pożegnaliśmy się. 
- Do jutra! Zadzwon..., albo nie zadzwonię, ale skontaktujemy się z tobą! - Krzyknął i zniknął za zakrętem.
*
Weszłam pod prysznic i wreszcie spłukałam z siebie całą morską sól. Przebrałam się i zeszłam do kuchni, przy stole siedzieli już wszyscy domownicy. Po całym dniu na dworze byłam bardzo głodna, więc ze smakiem zjadłam kolację. Cały wieczór przesiedziałam z rodziną, oglądając telewizję i rozmawiając. Było całkiem sympatycznie.
Kiedy zmęczenia dało mi się we znaki wstałam z kanapy, życzyłam wszystkim dobrej nocy i poszłam na górę, do swojego pokoju. Ponownie się przebrałam i padłam na łóżko. 





________________________________________________________________________

Szczerze przyznaję, że nie lubię pisać na komputerze, wolę ręcznie, ale cóż... Ten trzynasty rozdział to trochę taki świąteczny prezent (tak, wiem, że za krótki...), mam nadzieję, że mogę liczyć na Wasze komentarze, i że w te ferie świąteczne przemogę swoją niechęć do pisania na kompie i dodam jeszcze jakiś rozdział <3
Kto z was nie widział jeszcze nowego teledysku do Smile?
Ja widziałam i podoba mi się :)

Zostaje mi teraz tylko życzyć wszystkim WESOŁYCH ŚWIĄT spędzonych w gronie rodziny, wymarzonych prezentów i najbardziej szalonego sylwestra wszechczasów! :D




sobota, 18 października 2014

Rodział 12

Odprowadzona przez chłopców wróciłam do domu. Szybko się umyłam i poszłam do łóżka, bo byłam bardzo zmęczona. Zasypiając jeszcze myślałam nad tym wszystkim, co się wydarzyło... Tak, zdecydowanie spędzenia tego dnia nie mogłam sobie lepiej wymarzyć.
Obudziłam się około dziesiątej rano. Nikogo nie było w domu, ciekawe, gdzie ich znowu wcięło... No cóż, w tej chwili się tego najwyraźniej nie dowiem.  Zeszłam na dół i przygotowałam sobie śniadanie. Po posiłku postanowiłam wziąć się za odrabianie lekcji i naukę. Chcę się jak najszybciej z tym uporać i mieć już z tym spokój. Postanowiłam także wśród poprzeprowadzkowego bałaganu odszukać moje skrzypce i trochę na nich poćwiczyć. Po krótkich poszukiwaniach znalazłam je i wyjęłam z pokrowca. Przygotowałam smyczek i przejechałam nim po strunach. Kiedy instrument wydał pierwszy dźwięk, natychmiast się skrzywiłam. Oszukałam w pokrowcu kamerton i zaczęłam stroić instrument. Po wszystkim zagrałam parę utworów z pamięci, przerwał mi je dzwonek telefonu.Dzwonił jakiś nieznany numer. W pierwszej chwili myślałam, że może to Ell, albo któryś z Lynchów, ale przecież ich numery mam zapisane... Wahałam się czy odebrać, ale w końcu odebrałam.
- Hej Emily.
- Rocky?
- Zdziwiona? Myślałem, że zapisałaś sobie wczoraj mój numer.
- Tak, zapisałam, ale pokazało mi się, że numer nieznany.
- A co zapisałaś? - Zapytał, a ja podałam mu numer. - No to wszystko jasne, zamiast "6" powinnaś mieć "5", pewnie źle przepisałaś...
- Pewnie tak. ale nie dzwonisz chyba po to, żeby sprawdzić, czy dobrze zapisałam sobie twój numer?
- Nno nie... Chciałem potwierdzić czy jutro idziesz z nami do tego parku, czy rezerwatu, czy czegotamkolwiek, co wymyślili?
- Idę, idę.
- I... jeszcze chciałem zapytać.., bo może... hmm... Robisz coś dziś?
- Na razie nie mam planów, a czemu pytasz?
- Nie chciałabyś się może przejść ze mną na plażę? Bo to w sumie blisko, mógłbym ci pokazać gdzie to jest, i ten...
- Haha, dobrze, jeżeli chcesz to mogę z tobą pójść. Tylko jak się spotkamy?
- Przyjdę po ciebie za pół godziny, może być?
- Jasne, do zobaczenia!
- Pa! - Rozłączył się, a ja odłożyłam telefon i poszłam się przygotować. Byłam już prawie gotowa, ale miałam jeszcze trochę czasu do przyjścia bruneta. Napisałam tacie i/lub dziadkom kartkę, że idę na plażę, jeszcze raz sprawdziłam, czy wzięłam ze sobą wszystko i usiadłam na kanapie. Zerknęłam na zegarek. Rocky się trochę spóźnia... Właśnie w tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i wpuściłam zziajanego bruneta do środka. 
- Biegłeś?
- Tak. Przepraszam, że musiałaś czekać, ale musiałem jeszcze pomóc znaleźć coś Rossowi, bo spieszył się na plan i sobie nie radził. - zaśmiał się cicho.
- Chcesz może coś do picia?
Rocky tylko skinął głową. Przyniosłam mu picie, które szybko wypił i byliśmy już gotowi do wyjścia.



_________________________________________________________________________________



Jak dawno mnie tu nie było! Z całego serca Was przepraszam i za to, że nic tak długo nie pisałam, i za to, że rozdział jest krótki  i beznadziejny :(
Po prostu ostatnio nie mam ani weny, ani tyle czasu, żeby w spokoju usiąść i cokolwiek napisać. Sama jestem aż zdziwiona, bo nie spodziewałam się, że w trzeciej klasie gimnazjum będzie jakoś inaczej niż dotychczas, ale myliłam się, bo nauczyciele cały czas mówią o tym egzaminie, zadają masę prac domowych i robią pełno sprawdzianów... Mam nadzieję, że to wszystko jak najszybciej się skończy i będę mogła "normalniej" dodawać rozdziały. Liczę też na to, że ktokolwiek tu jeszcze jest <3
Kocham was wszystkich
~Ada♡

KTO CZYTA TEN KOMENTUJE!

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 11

Siedzieliśmy razem nad basenem, rozmawiając. Nie sądzę, żeby było wiele osób, z którymi porozumiewałabym się tak swobodnie, znając je tak krótko. Jednak w żaden sposób mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie - cieszyło mnie to. Ani w Anglii, ani w Polsce nie miałam nigdy zbyt wielu przyjaciół, ale nigdy nie czułam się samotna. 
- Riker?
- Tak?
- Grasz w Glee?
- Tak, ale nie jestem jakąś ważna postacią, coś w okolicach trzeciego planu...
- Niby dlaczego mało ważną, skoro cię zatrudnili, to znaczy, że byłeś potrzebny.
-  Taa... jedni mają do powiedzenia całą stronę w jednej scenie, a ja w całym serialu mówię tylko jedno słowo.
- Jeszcze tańczysz i śpiewasz.
- Skąd wiesz?
- Oglądałam kiedyś ten serial i dopiero teraz przypomniałam sobie, gdzie cię w nim widziałam - uśmiechnęłam się
- No i wszystko jasne.
Zamilkliśmy i siedzieliśmy w ciszy, rozkoszując się ciepłem wieczoru.
- Wiesz co? - blondyn przerwał ciszę - Chodźmy już może do środka, bo jeszcze się zorientują, że nas nie ma. 
- Jasne - odpowiedziałam. Rik słysząc te słowa wstał, a następnie podał mi rękę, by pomóc mi zrobić to co on. Przyjęłam jego pomoc i po chwili również już stałam. Nadal trzymaliśmy się za ręce.
- Wiesz, mam pewien pomysł... - szepnął, a ja podniosłam na niego wzrok. w jego oczach tańczyły wesołe ogniki, uśmiechnął się uroczo i... bezceremonialnie wepchnął do wody. Na jego nieszczęście w tym momencie zapomniał, żeby puścić moją dłoń i razem ze mną znalazł się w wodzie. Ha! Ma za swoje. Odwróciłam się do niego, próbując udawać oburzenie, ale gdy tylko na niego spojrzałam, nie wytrzymałam. Wybuchnęłam śmiechem.
- Dlaczego się śmiejesz? Śmiesznie wyglądam? - zasypywał mnie pytaniami, a ja skinęłam głową. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. 
- No nie śmiej się! Sama nie wyglądasz lepiej. - mówił i na chwilę się zamyślił - Tusz do rzęs ci się rozmazał! - wykrzyknął po chwili.
- Mam wodoodporny! - chlapnęłam na niego wodą.
-Ej! 
Rozpętała się prawdziwa wodna bitwa. Mimo że nie jesteśmy już dziećmi, tak się czuliśmy. Śmialiśmy się w głos. Po chwili drzwi do domu się otworzyły
- Emily, jeste... Ej, no! Taka świetna zabawa i nikt nie raczył mnie zawołać? - wykrzyknął Rocky - Oj, dostaniecie za swoje, już ja się z wami policzę!!! - to powiedziawszy zrzucił kapcie i wskoczył do basenu, robiąc salto w powietrzu i rozchlapując wodę dookoła.
Chwilę potem dołączyła się do nas cała rodzinka. Oczywiście bez rodziców. Świetnie się bawiąc nie zauważyliśmy nawet, kiedy zrobiło się ciemno. Ktoś jednak poszedł zapalić światło i przy okazji przyniósł piłkę, więc mogliśmy kontynuować nasza zabawę. Nie wiem, jak długo siedzieliśmy na zewnątrz, ale myślę, że raczej długo. Nie miałam zegarka ani telefonu, więc nie wiedziałam, która jest godzina. Wkrótce wszyscy razem postanowiliśmy wyjść z wody i iść do domu się wysuszyć, i przebrać. Oczywiście Rydel pożyczyła mi swoje ubrania. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając, ale nadszedł już czas mojego i Ell'a powrotu do domu, a więc czas pożegnania. 
- Emi, w niedzielę idziemy razem do rezerwatu, chcesz iść z nami? - zapytał Ross
- Myślę, że tak, ale czy wy chcecie, żebym poszła z wami?
- Jakbyśmy nie chcieli, to byśmy się nie pytali - uśmiechnęła się Rydel. Odwzajemniłam uśmiech. Jeszcze tylko wymienienie się numerami telefonów, grupowy przytulas i do domu. Miałam poczucie idealnie spędzonego popołudnia, ale jednocześnie byłam już trochę zmęczona. Oczywiście tak pozytywnie. 
Szliśmy razem, z Ratliffem, gdyż sama nie trafiłabym jeszcze do domu, a już na pewno nie po ciemku. Odeszliśmy już kawałek od domu Lynchów, gdy nagle ktoś wskoczył Ell'owi na plecy. Tym kimś był Rocky. Ratliff jednak stracił równowagę i próbując ją zachować złapał się mnie... Jaki efekt? Wszyscy wylądowaliśmy na chodniku, śmiejąc się na chyba całe miasto. 
- Nic wam nie jest? - zapytał Rocky
- Eee... chyba nie...
- A mogę się do was dołączyć? - zrobił szczenięce oczy - Proszę...
- Dobra, ale już bez wskakiwania komuś na plecy, ok?
- No kurde, całą zabawę psujesz! To miała być niespodzianka, ten drugi raz...
- A chcesz z nami iść? - zapytałam, patrząc na niego groźnie, nie uśmiechała mi się powtórka z rozrywki
- Ok, już nie będę - westchnął - Dzisiaj nie będę- dodał szeptem.
_________________________________________________________________________________
Wróciłam i oto dodaję rozdział! Strasznie Was przepraszam, że tak długo go nie było, nawet nie wiem, jak się tłumaczyć...
Na przeproszenie ten rozdział jest troszkę dłuższy :)
Nie wiem, czy zauważyliście, ale zmieniła mi się kolejność rozdziałów :/. Wie ktoś może jak to naprawić?

5 komentarzy (moje się nie liczą, haha) = następny rozdział

~Ada♡

czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 9

PRZECZYTAJCIE NOTKĘ! <3

Wydawało  i się, że są to ciekawi ludzie i dobrze się z nimi dogadam.
Nareszcie doczekałam się! Ponownie wszyscy wysypaliśmy się z budynku szkoły. Tym razem nie zostałam odprowadzona przez Ell'a, gdyż jechał autobusem. Powoli kierowałam się w stronę domu. Nie spieszyło mi się, była piękna pogoda i na dodatek na tyle wcześnie, że mogłam iść wolno, nie martwiąc się, że nie zdążę się przygotować. 
Wchodząc do domu, zauważyłam, że na podjeździe już stoi samochód mojego taty, a obok niego jeszcze jeden. Zdziwiło mnie to, bo o tej porze powinien być w pracy... Weszłam do domu. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam tatę siedzącego przy stole (nie zdziwiło mnie to, że siedział przy stole, tylko z kim) razem z moją babcią i dziadkiem. Skąd oni się tu wzięli? Przecież mieszkają w Anglii! No dobra, pewnie przylecieli samolotem, a potem przyjechali tym autem, które stoi właśnie przed domem. 
Siedzieli przy tym stole, jakoś dziwnie smutni, nadal mnie niezauważając.
- Dzień dobry. - przywitałam się niepewnie. W obecnej sytuacji czułam się conajmniej dziwnie...
-O! Emily! - krzyknęli niemal równocześnie, wstając z krzeseł i z powrotem zakładając te swoje maski ze sztucznym uśmiechem. Coś mi tu śmierdzi...
Przywitaliśmy się, chwilę rozmawialiśmy. Prawie wszystko było po dawnemu. Brakowało tylko mamy. Nie! Nie! Nie myśl tak! Nie po tym co zrobiła, jak cię potraktowała. Nie zasłużyła na to, żebyś tak o niej myślała! Ukradkiem zerknęłam na zegarek. Żebym tylko znów się nie spóźniła! Chociaż i tak Ell po mnie przychodzi, ale jak przyjdzie to muszę być już gotowa. Powiedziałam im, że muszę iść się przygotować, bo niedługo wychodzę. Na ich twarzach widziałam wyraźną ulgę. Postanowiłam jednak teraz nie zawracać sobie tym głowy. Szybko wbiegłam po schodach na górę, do mojego pokoju. Krótki prysznic i znów ten dylemat, co na siebie założyć... Dzień był wyjątkowo upalny, co pomogło mi w wyborze "stroju". Zdecydowałam się na lekką sukienkę przed kolana i sandałki, i to właściwie tyle. Uff... najgorsze już za mną. Teraz został tylko delikatny makijaż, włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone. Podeszłam bliżej do lustra. Los Angeles, przecież jest tu cudowne słonce, powinna byłam się już chociaż troszkę opalić... A ja tymczasem jestem bardzo blada. Może nawet bardziej niż przed przyjazdem tutaj... Ale co się będę tak wszystkim przejmować, już nie mam na to ochoty! 
Jakimś cudem została mi chwilka do przyjścia Ellingtona, ale nie chciałam na razie schodzić na dół, do reszty, jakże licznej rodziny, więc postanowiłam zostać u siebie. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc tylko leżałam na łóżku i wgapiałam się w sufit. 





Znów dodaję rozdział tak późno. Najwyraźniej na nauczycielach wystawienie ocen nie zrobiło najmniejszego wrażenia, bo jeszcze w piątek pani zadawała nam pracę domową... Więc ponownie Was przepraszam i myślę, że możemy się tak "umówić" ("umówić" w cudzysłowie, bo niezależnie czy się Wam to spodoba, czy nie i tak tak zrobię <3, wiem wredna jestem ostatnio), że rozdziały będę dodawała w takich odstępach czasu jak to robiłam ostatnimi czasy (ale oczywiście jak będę miała wolną chwilę to też dodam). 
A i jeszcze jedną rzecz chciałam Wam  przekazać, dotyczy ona poprzedniego rozdziału. Więc pewnie zauważyliście, że nie był on do końca normalny, a to dlatego, że jak go pisałam to tak troszeczkę mi odwalało... :D

niedziela, 27 lipca 2014

Ogłoszenia

Z powodu nie do końca przewidzianego wyjazdu zaraz po powrocie z obozu (znaczy przewidzianego, ale na krócej), ogłaszam i przepraszam, że nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział ;(
Tu, gdzie jestem (wieś) nie mam komputera, zasięg ledwo zipie, z internetem też słabo, więc jakkolwiek by mi zależało na dodaniu tegoż rozdziału (a zależy bardzo) to nie jestem w stanie tego zrobić, za co kolejny raz przepraszam.

Ale żeby nie było mam też dobrą wiadomość :)
A mianowicie kolejny rozdział "na brudno" jest już praktycznie gotowy :D

Czyli tak skrótem mówiąc : nie wiem kiedy next, ale postaram się jak najszybciej dodać, bo "na brudno" już jest prawie gotowy

A i jeszcze chciałam podziękować za przemiłe komentarze pod poprzednim rozdziałem. Czytałam je wszystkie z wieelkim bananem na twarzy, dziękuję dziewczyny! ♥♥♥

~Ada♡

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 10

Chwilę potem ktoś zadzwonił do drzwi. Pewne Ell. Zwlokłam się z łóżka i zeszłam na dół, żeby otworzyć mu drzwi. Ku mojemu zdziwieniu zdążył zrobić to tata, i razem z Ellingtonem stali już w przedpokoju. Mój tata chyba był zdziwiony wizytą, ale nic nie powiedział. Przywitałam się z brunetem, pożegnałam z resztą rodziny i wyszliśmy na zewnątrz. Między nami panowała taka trochę niezręczna cisza. Postanowiłam ją przerwać.
- Daleko stąd mieszkają?
- Nie daleko, jakiś kilometr, może trochę więcej. Idziemy pieszo, czy autobusem?
- Chodźmy pieszo, taki spacerek zawsze dobrze zrobi - uśmiechnęłam się. 
Szliśmy powoli,rozmawiając, jakieś pół godziny, zanim doszliśmy na miejsce. 
Cała działka była bardzo rozległa i zadbana. Ellington zapukał do drzwi i po chwili ukazała się w nich kobieta, pewnie mama reszty zespołu. Bardzo serdecznie przywitała się zarówno z Ell'em, jak i ze mną, i zaprowadziła nas do przestronnego salonu, gdzie siedziała już większość rodziny.  Jeden z nich, brunet, trzymał gitarę, dziewczyna, pewnie Rydel, siedziała przy keyboardzie i wszyscy śpiewali. Wychodziło im to na prawdę dobrze. 
- Hej, kochani, macie gości. - powiedziała ich mama (zdążyłam się dowiedzieć, że nią jest). Wszyscy przerwali wykonywane zajęcia i wstali, aby się przywitać. Ellington mnie przedstawił, ale coś mi się nie zgadzało.
- Nie mówiłeś przypadkiem, że jest ich piątka? 
- Bo jest. Ale Rikera teraz nie ma, bo pojechał gdzieś w związku z Glee. Mówił, że będzie około dziewiętnastej lub później.
Skinęłam głową, na znak, że rozumiem. Zaraz, zaraz... Glee? To ten amerykański serial... Riker tam gra? Chciałam się jeszcze dopytać, ale Ell był już zajęty rozmową z resztą jego, a od niedawna także i moich, przyjaciół. Postanowiłam do nich dołączyć. Rozmawialiśmy w sumie o głupotach, ale na prawdę dobrze mi się z nimi rozmawiało. Po jakimś czasie, sami nie zauważyliśmy kiedy, dołączyli się do nas ich rodzice. Ellington miał rację - wszyscy razem i każdy z osobna są na prawdę cudowni i świetnie się z nimi dogaduję. W pewnym momencie zrobiło mi się trochę duszno, więc postanowiłam wyjść na chwilkę na zewnątrz.  Zrobiłam tak, jak pomyślałam i chwilę potem znalazłam się w ogródku. Zauważyłam, że jest tu basen. Usiadłam na jego brzegu i zanurzyłam nogi w wodzie. Od razu lepiej się poczułam. Myślałam o wszystkim i o niczym, gdy moje myśli zaczęły wędrować w kierunku tego co wydarzyło się, zanim tu przyszłam. Na moje nieszczęście zepsuło mi to dobry humor. Niby to co się stało to nie było nic takiego, ale jak widać nawet takie błahostki potrafią zepsuć mi humor...
Powoli zaczynało się ściemniać, a ja nadal siedziałam nad basenem. Spojrzałam na zegarek. Siedzę tu najwyżej dziesięć minut. Pozwolę sobie jeszcze chwilę tu posiedzieć i wrócę do środka, bo tak trochę dziwnie, że przyszłam do nich, a siedzę tu sama. Okazało się, że jednak nie sama. Gdzieś za mną usłyszałam kroki. Odwróciłam się w tamta stronę i zobaczyłam wysokiego blondyna. 
- Hej - przywitał się. - To ty jesteś Emily? Dlaczego siedzisz tu sama?
- Tak, to ja jestem Emily - uśmiechnęłam się - a siedzę tu, bo zrobiło mi się duszno i chciałam się przewietrzyć. A ty pewnie Riker?
- Tak, a skąd wiesz?
- Ell mi powiedział.
- Wiedziałem - zaśmiał się
- To czemu się mnie spytałeś? - zapytałam. Chyba humor mi powraca... 
- Yyyy.... No bo tak. - dał mi bardzo jasną odpowiedź. Swoją drogą, pierwsze wrażenie zrobił na mnie bardzo dobre, przeskoczyła między nami taka jakby iskierka porozumienia, przyjaźni. Od razu wiedziałam, że mogę mu zaufać.


________________________________________________________________________




Hej, hej! Jak tam wakacje? Ja jutro wyjeżdżam na obóz, ale rozdziały, a przynajmniej ich plany wydarzeń, będę pisać na brudno więc po powrocie na pewno coś dodam :)
A teraz bardzo Was proszę o komentarze, bo one na prawdę bardzo motywują. Co tu dużo gadać, sami na pewno to wiecie, więc do napisania i miłych wakacji! <3

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 8

 Nie miałam pojęcia o czym, ale chyba wszystko lepsze od tego co ostatnio działo się na tej lekcji...
Zadzwonił dzwonek, ustawiliśmy się pod salą w oczekiwaniu na nauczyciela. Przyszedł dużo szybciej niż ostatnio, wpuścił nas do środka, a sam rozmawiał jeszcze chwilę z ludźmi, którzy nie wiadomo  skąd nagle pojawili się na korytarzu. Jedyne co zauważyłam, to to że mieli na sobie jakieś ciemne mundury... Nie miałam zielonego pojęcia, co o tym myśleć. Pewnie policja lub coś w rodzaju tutejszej straży miejskiej, nie wiem, co ich tu zastępuje, przyszli, żeby  z nami "porozmawiać" o odpowiedzialności, konsekwencji swoich czynów, o sądzie i wieku kiedy możemy iść do więzienia, i za co... Nudy. Chyba wolałabym zwykłą wychowawczą, ale wydaje mi się, że i tak nie mam na to żadnego wpływu. W końcu weszli do sali. Okazało się, że miałam rację - była to policja. I rzeczywiście gadali  z nami o tych wszystkich bzdurach. Ha! Znów miałam rację, szkoda, że nie założyłam się wcześniej z Ell'em, wygrałabym. O, już widzę, że zaczyna się u mnie coś czego nie umiem normalnie nazwać, a jakbym miała nazwać to nazwałabym "Świrzeniem Na Nudnych Lekcjach". Nazwa nie jest normalna, ale chyba oddaje to wszystko, co się dzieje, gdy lekcje zaczynają się robić nieznośnie nudne. 
W końcu zadzwonił dzwonek i wszyscy jak najszybciej wybiegli ze szkoły. Dziś też wracałam razem z Ellingtonem.  I jak zawsze przez prawie całą drogę nie przestawaliśmy się śmiać... Umówiliśmy się, że jutro o 17 przyjdzie po mnie i razem udamy się do jego przyjaciół. W szkole dużo mi o nich opowiadał i chciałam ich już poznać. 
Do następnego dnia nie wydarzyło się już nic ciekawego. Nawet zdążyłam na lekcje! Dziś jeszcze bardziej niż zwykle oczekiwałam na zakończenie zajęć. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale na prawdę chciałam poznać zespół. Wydawało mi się, że są to bardzo ciekawi ludzie i dobrze się z nimi dogadam. 


________________________________________________________________________




I znów przepraszam, że rozdział krótki i nudny, ale chciałam już teraz dodać, żebyście się nie niecierpliwili. Mam nadzieję, że kolejny dodam w miarę szybko, a po wystawieniu ocen, które u mnie w szkole jest do 13.06, pojawiać się będą częściej niż teraz. Mam nadzieję, że mi wybaczycie <3



KOMENTUJCIE :*

poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 7

Odłożyłam telefon i poszłam do łóżka. Może uda mi się jeszcze trochę pospać...
Obudził mnie dźwięk budzika. Wyłączyłam go i przykryłam głowę kołdrą. Nie chciało mi się wstawać, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że muszę iść do szkoły. Niechętnie podniosłam się z łóżka. Co? Już 7.45?! Za piętnaście minut muszę być w szkole. Szybko pobiegłam do łazienki, ogarnęłam się i ubrałam, i zbiegłam na dół. W przelocie zjadłam kanapkę i pobiegłam do szkoły. 
Miałam nadzieję, że zdążę, albo chociaż nie spóźnię się za bardzo. Niestety nie udało mi się przyjść na czas. Wpadłam do sali, wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę, ale udałam, że tego nie widzę. Przeprosiłam za spóźnienie i zajęłam miejsce obok Ell'a.
- I co? Zaspało się trochę, hmm?
- Oj, no tylko trochę, nie czepiaj się...
- Ja się nie czepiam, ale gdyby się nie pisało sms-ów o czwartej w nocy to by się nie zaspało.
- Nie no, wcale się nie czepiasz... Poza tym mam jet lag, różnica czasów to dziewięć godzin!
- Przecież ja nic nie mówiłem!
- Jasne, jasne - zaśmiałam się
- OK. Już koniec.
- Zgadzam się.
- Słuchaj, co byś powiedziała na piątek wieczorem?
- Ale, że co? - nie zrozumiałam
- No, żeby...
- O, widzę, że pan Ellington jest chętny do odpowiedzi! - zaszczebiotała uradowana nauczycielka - Chodź tutaj i powiedz nam wszystko co wiesz o dysocjacji jonowej.
Ell teatralnie westchnął i poczłapał do biurka pani. W sumie nie poszło mu najgorzej, ale chyba zadowolony też nie był. Gdy wrócił, pani kontynuowała lekcję i mogliśmy dalej rozmawiać.
- No więc mówiłem o tym, żebyśmy się spotkali, i żebyś poznała resztę zespołu.
- Aaa, okej, już rozumiem. Myślę, że piątek mi pasuje. I przepraszam, że przeze mnie musiałeś iść do odpowiedzi.
- Nie musisz przepraszać, ta pani i tak mnie nie lubi, i korzysta z każdej okazji, żeby mnie zapytać...
Następne lekcje minęły raczej szybko, została tylko godzina wychowawcza. Już zdążyłam ją znielubić, więc miałam nadzieję, że minie w miarę znośnie. Na szczęście mieli przyjść jacyś ludzie i z nami o czymś rozmawiać. Nie miałam pojęcia o czym, ale chyba wszystko lepsze od tego co ostatnio działo się na tej lekcji...


________________________________________________________________________



Już jestem! Strasznie Was przepraszam, że ostatnio nic nie pisałam, ale mam teraz w szkole całą masę projektów, sprawdzianów, prac klasowych, kartkówek i innych niepotrzebnych rzeczy, że aż nie miałam czasu i ochoty zaglądać do komputera... Mam nadzieję, że teraz już będę dodawać rozdziały częściej. Ten jest nudny jak flaki i w dodatku krótki, ale chyba lepszy niż żaden. W każdym razie obiecuję, że w kolejnych akcja trochę się rozwinie :)
Pozdrawiam :*



wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 6

Jednak, gdy to zrobiłam pożałowałam tego wyboru. Na jednym z największych serwisów informacyjnych zobaczyłam zdjęcie, które zrobiono mi i Ell'owi w szkole. Zadałam sobie sprawę, że oni muszą być na prawdę sławni, że takie informacje znajdują się nawet na tej stronie i poczułam się trochę dziwnie, że ich poznam, ale tez dlatego, że wcześniej o ich nie słyszałam. Postanowiłam jednak nie nadrabiać zaległości, chciałam przekonać się jacy są na prawdę, a nie iść do nich z wyrobioną opinią na ich temat. Chciałam poznać ich jako ludzi, nie gwiazdy. Sam artykuł nie przeszkadzał mi, nie znalazłam w nim nic obraźliwego, ale nie wiem co podkusiło mnie, żeby poczytać komentarze. Czytałam to wszystko i zastanawiałam się, dlaczego ludzie wypisują takie rzeczy. Myślałam tez nad tym, co o tym myśleć. Doszłam do wniosku, że nie warto się czymś takim, to zwykła plotka, o której i tak wszyscy za kilka dni zapomną. Poza tym ja znam prawdę, wiem że jest ona inna i to mi wystarcza. Ze zrezygnowaniem wyłączyłam  komputer. Położyłam się z powrotem do łóżka, nie wiedząc, co teraz zrobić. na dalsze przeglądanie stron internetowych nie miałam już ochoty. Leżałam i rozmyślałam. Moją uwagę przyciągnął świecący ekran mojego telefonu. Wstałam i wzięłam go do ręki. Jedna nieodebrana wiadomość. Kto o tej porze pisze sms-y!

"Przepraszam, że piszę o tej porze, ale nie chciałem dzwonić, żeby Cię nie obudzić. Chciałem tylko powiedzieć, żebyś weszła na ta stronę (tu link)
Ellington"

Zapisałam sobie jego numer, a następnie weszłam na podaną przez niego stronę. Okazało się, że to ta sama strona, którą przed chwilą opuściłam. Sms przyszedł pięć minut temu, więc pomyślałam, że odpiszę. 

"Nie obudziłbyś mnie, bo i tak nie spałam :) 
Chwilę przed przyjściem Twojej wiadomości wchodziłam na ta stronę i to widziałam. Co o tym myślisz?"

"Nic. Czasami takie rzeczy wypisują i chciałem, żebyś wiedziała i nie dziwiła się, dlaczego ludzie mogą się za Tobą oglądać na ulicy... Na to trzeba się po prostu uodpornić, a sam przekonałem się, że to niełatwe. Przepraszam, że tak wyszło..."

"Nie przepraszaj, bo to nie Twoja wina :) Mam nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzę."

"Dasz sobie radę :)"

"Dzięki ;)
Muszę już kończyć. Pa!"

"Pa :)"

Odłożyłam telefon i poszłam do łóżka. Może uda mi się jeszcze trochę pospać...

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 5

Sama też byłam osobą raczej pozytywnie nastawioną do prawie wszystkiego, ale na pewno mniej niż Ellington. 
Kolejne lekcje minęły szybko, mimo że nie były zbyt ciekawe. Przyszła pora, żeby zbierać się do domu.
- Gdzie mieszkasz? - zapytał brunet, gdy wychodziliśmy ze szkoły. Podałam mu adres. - O! To masz blisko do szkoły.
- Tak, mam. A ty, gdzie mieszkasz? Tylko nie podawaj mi adresu, bo i tak mi to nic nie powie. - uśmiechnęłam się
- W tą samą stronę, tylko kilometr dalej.
- A do szkoły chodzisz pieszo, czy jeździsz... czymś?
- Jak mi się nie chce bardzo chodzić to czasem wsiądę w autobus. Ale dziś chyba pójdę pieszo...
Szliśmy razem i dalej rozmawialiśmy. Dowiadywałam się kolejnych ciekawych rzeczy o nim, jego rodzinie i członkach zespołu. Powoli jednak zbliżaliśmy się do mojego domu.
- To jak, Emi, spróbować nas wszystkich jakoś umówić, żebyście mogli się poznać?
- Możesz spróbować, ale pod warunkiem, że zanim to zrobisz, powiesz mi, że jesteś  pewien, że to dobry pomysł.
- Jestem pewien, że to dobry pomysł. - powiedział z powagą - Czyli mogę? - dodał z uśmiechem, cała powaga w jakiś magiczny sposób zniknęła z jego twarzy
- Tak, możesz
- A masz może jakieś zajęcia dodatkowe czy coś, co uniemożliwiłoby ci spotkanie w wyznaczonym przez nas wcześniej terminie? - nie podejrzewałam go o taki zasób słów...
- Nie, gdyż dopiero dziś w nocy przyjechałam. - powiedziałam, próbując zachować powagę, lecz nie udało mi się to i obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Cudowna nowina! Czyli żaden termin nie będzie kolidował  z twoimi planami?
- Proszę, skończmy z mówieniem w ten sposób. I pasuje mi raczej każdy termin, chyba że tata czegoś na ten czas nie wymyśli...
- Ok. Czyli jak będę wiedział coś więcej to cię powiadomię. A właśnie, dasz mi swój numer?
Podałam mu go i się pożegnaliśmy. Weszłam do domu, rzuciłam torbę na podłogę i poszłam wziąć prysznic. Tu jest zupełnie inny klimat niż w Polsce czy w Wielkiej Brytanii - tu jest dużo cieplej. Po kąpieli poszłam odgrzać obiad przygotowany wcześniej przez mojego tatę. Byłam bardzo głodna, zjadłam wszystko ze smakiem. Na prawdę nie wiedziałam, że mój tata umie tak dobrze gotować! 
Po podróży nie zdążyłam odpocząć i byłam bardzo zmęczona. Nie wiem, dlaczego ale chciałam iść do szkoły, zamiast odsypiać lot, mimo tego nie żałowałam swojej decyzji. Przed pójściem spać postanowiłam odrobić lekcje, żeby potem mieć już z tym spokój. Nie było tego dużo, więc szybko się z tym uporałam i nareszcie mogłam się położyć w moim nowym łóżku. Zasnęłam momentalnie i spałam dość długo. Obudziłam się około czwartej nad ranem i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Z pokoju taty rozlegał się odgłos chrapania, czyli po pierwsze był już w domu, a po drugie już spał. Wywnioskowałam, że nie powinnam teraz schodzić na dół, żeby obejrzeć telewizję, jeżeli nie chcę go obudzić. Postanowiłam włączyć komputer. Jednak, gdy to zrobiłam pożałowałam tego wyboru.


________________________________________________________________________



Jak myślicie, dlaczego Emi pożałowała swojego wyboru?
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, następny dodam niedługo :)
Pozdrawiam i proszę o komentarze ;*

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 4

Ellingon w tym czasie chyba pisał z kimś sms-y.
 - Yyy... A jak masz na imię? -wybąkała
- A co? nie wiesz? Pani mówiła na początku lekcji, trzeba było słuchać!
- Przepraszam...? Nie słuchałam. Możesz powiedzieć? - zapytała wyraźnie zmieszana i zaskoczona
- Emily. - powiedziałam i odwróciłam się w kierunku, z którego dochodziły dźwięki kroków nauczyciela. Po chwili zza rogu korytarza wyłonił się nasz wychowawca, jak się domyślałam, gdyż teraz mieliśmy mieć godzinę wychowawczą. Okazało się, że miałam rację. Nauczyciel wpuścił nas do klasy i zajęliśmy miejsca. Zaczęło się omawianie spraw wychowawczych. Nie będąc w temacie, zaczęłam się nudzić i szukać sobie jakiegoś zajęcia. Zaczęłam czytać plan lekcji i zdziwiło mnie to, że jutro również mamy godzinę wychowawczą. Postanowiłam zapytać mojego nowego przyjaciela czy to "normalne". Zerknęłam w jego stronę i spostrzegłam, że na mnie patrzy. Na moją twarz wstąpił rumieniec. Mimo tego postanowiłam zadać mu pytane na ten niezwykle ciekawy i nurtujący mnie temat.
- Ell, powiedz, czy to normalne, że są w tygodniu dwie godziny wychowawcze?
-Raczej tak. Zawsze tak było, więc chyba normalne...
- Spoko. Wiesz, w mojej poprzedniej szkole była tylko raz w tygodniu.
- Tu podobno była kiedyś codziennie, ale uczniom udało się jakoś ubłagać dyrektorkę, żeby zmniejszyła ich ilość.
- Dlaczego? - ten temat rzeczywiście robi się coraz ciekawszy!
- Nie znasz naszego wychowawcy... Potrafi prowadzić godzinę wychowawczą jakby to była normalna lekcja, taka jak matma albo angielski... Mówię ci - masakra - westchnął, ale po chwili znów uśmiechnął się - Mam takie jedno pytanie, gdzie ty wcześniej chodziłaś do szkoły? Bo wiesz... masz trochę inny akcent.
- W Polsce.
- ?!?! Czekaj, wiem, to gdzieś... w Europie, tak?
- Tak - zaśmiałam się
- Przepraszam, że zapytam, bo to trochę takie głupie pytanie, ale... po jakiemu tam się mówi?
- Po polsku. A co myślałeś?
- Nie wiem. To dlaczego tak dobrze mówisz po angielsku?
- Moja rodzina pochodzi z Anglii, a po przeprowadzce często jeździłam do dziadków na wakacje. No i są jeszcze lekcje angielskiego w szkole.
- Czyli masz za sobą lata praktyki. - podsumował brunet
- Jak widać. - zaśmiałam się - A mogłabym mieć do ciebie taką mała prośbę?
- Jasne.
- No więc, czy mogłabym cię prosić o pomoc, bo nie wiem jeszcze jak trafiać z sali do sali, a...
- Spoko, żaden problem. - przerwał mi uśmiechając się. Chyba nigdy nie spotkałam bardziej uśmiechniętej osoby niż on! Wydawać by się mogło, że uśmiecha się za całą naszą klasę... Sama tez byłam osobą raczej pozytywnie nastawioną do prawie wszystkiego, ale na pewno mniej niż Ellington.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 3

Wyszliśmy z klasy, ale w środku została pani i jakiś uczeń, z którym musiała "poważnie porozmawiać".
- On tak często? - zapytałam mojego nowego przyjaciela
- Tak... Przyzwyczajaj się - zaśmiał się - cała nasza klasa taka jest.
- Jaka?
- To po prostu idioci - westchnął
- Aha... Fajnie trafiłam.
- Ej! Ja jestem normalny! Noo... prawie, a w każdym razie zupełnie inny niż oni!
- Domyślam się. Ja na pierwszy rzut oka BARDZO odstaję.
- Może trochę... Patrz - tamte dziewczyny patrzą na nas i się śmieją, pewnie nas obgadują... Ciekawe, co znów takiego ciekawego wymyśliły?
- W sumie nie interesuje mnie to... Niech sobie mówią co chcą!
- Może i masz rację? Ale nie odpowiedziałaś jeszcze na pytania, które zadałem ci na lekcji...
- I pewnie oczekujesz, że zrobię to teraz?
- Nie... nie oczekuję. Wiem, że to zrobisz! - uśmiechnął się triumfalnie
- No dobra... Ale pytając o muzykę, co dokładniej miałeś na myśli?
- Jakiego rodzaju muzyki słuchasz, albo czy grasz na jakimś instrumencie, coś w tym stylu.
- Słucham popu, rocka, a gram na skrzypcach, gitarze i pianinie. Czasami lubię pośpiewać, a ze zwierząt najbardziej lubię koty. Teraz twoja kolej.
- No więc ja gram na perkusji, gitarze... i trochę na trąbce i też lubię koty.
- Wow! Na trąbce? Nie spodziewałabym się tego po tobie! A grasz gdzieś, czy tylko tak, dla siebie?
-W zespole.  Nazywa się R5, może słyszałaś. Poza mną jest tam jeszcze trzech chłopaków i jedna dziewczyna, i wszyscy poza mną są rodzeństwem. Myślę, że byś się z nimi dobrze dogadała. Muszę was jakoś umówić i wszyscy razem byśmy gdzieś wyszli. Co ty na to?
- Hmm... No nie wiem. Na serio myślisz, że byśmy się dogadali?
- Nie. Jestem pewien - uśmiechnął się
- Ale najpierw może mi o was trochę opowiesz?
- Jasne, spoko. Najstarszy jest Riker, jest od nas o 2 lata starszy, czyli ma 20 lat, potem Rydel, która jest w naszym wieku, Rocky, młodszy od nas o rok i Ross młodszy o 2 lata. każde z nas śpiewa, Riker gra na basie, Rydel na keyboardzie, Rocky i Ross na gitarach, a ja na perkusji. Założyliśmy zespół dwa lata temu.  Mają jeszcze brata Rylanda, który nie jest w zespole, ale jest menadżerem.
- Ok, dzięki, myślę, że więcej na razie nie zapamiętam, więc na tą chwile tyle mi wystarczy.
Brunet roześmiał się. Przegadaliśmy razem całą przerwę. Bardzo go polubiłam, szybko znaleźliśmy wspólny język. Był niesamowicie sympatyczny i zabawny. 
Zadzwonił dzwonek na lekcje i wszyscy ustawiliśmy się pod salą, czekając na nauczyciela, który jednak nie przychodził. Zaczęły się zaczepki.
- Ej, ty, nowa! Widziałaś, jakie zrobiliśmy ci zdjęcie?
- Takie słodkie, z Ellingtonem... - mówili jeden przez drugiego, pokazując mi telefon kogoś z nich ze zdjęciem.
- Po pierwsze mam imię i życzę sobie, żeby nim się do mnie zwracano, a zdjęcie rzeczywiście słodkie, wyślesz mi? - zwróciłam się do dziewczyny, która pokazywała mi telefon. Chyba ją trochę zatkało, nie spodziewała się takiej reakcji z mojej strony. Ellington w tym czasie chyba pisał z kimś sms-y.


________________________________________________________________________



Nudny coś ten rozdział i za dużo dialogów... W następnym tez będzie ich trochę, ale mam nadzieję, że potem już mniej :)

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 2

W pewnej chwili otworzyły się drzwi do klasy i wszedł przez nie do klasy spóźniony uczeń. 
- Panie Ratliff! - krzyknęła nauczycielka - ile razy mam panu powtarzać, że ma się pan nie spóźniać?!
- Bardzo, na prawdę bardzo, z całego serca panią przepraszam, ale dopiero niedawno wróciliśmy...
-Ehh... Siadaj już na miejsce. I żeby mi się to więcej nie powtórzyło! 
Chłopak zmierzał w stronę swojej ławki. Dopiero teraz zobaczyłam, że jedyne, wolne miejsce w klasie znajduje się obok mnie. On chyba też to zauważył, bo na jego twarzy odmalowało się zdziwienie, które po krótkiej chwili ustąpiło miejsca innemu uczuciu, które nie wiem jak opisać, ale wiem, że było pozytywne, bo na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. 
Chłopak miał ciemne, krótkie włosy, jeansy, T-shirta z namalowanym kolorowym kotem. Był raczej wysoki. W sumie przy mnie to każdy jest wysoki... Usiadł na krześle i zaczął wypakowywać swoje rzeczy. Skończył tą czynność i odwrócił się w moją stronę. 
- Hej. Jestem Ellington. Dla przyjaciół Ell. - uśmiechnął się i wyciągnął w moja stronę rękę.
- Ja jestem Emily. - powiedziałam odwzajemniając uśmiech i uścisk dłoni
- Jesteś nowa?
Zauważyłam, że pani patrzy w naszym kierunku, więc w odpowiedzi tylko skinęłam głową. Chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w porę zauważył nauczycielkę. Pani wróciła do prowadzenia lekcji, a my do "uważania". Zauważyłam, że mój nowy sąsiad pisze coś na kawałku papieru wyrwanego z zeszytu i po chwili mi go podaje. Nie wiedziałam, jak on to robi, ale nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. wzięłam kartkę i ostrożnie otworzyłam, żeby zobaczyć co tam było napisane. "Czym się interesujesz? :)" - postanowiłam odpowiedzieć na postawione mi pytanie.
 "Muzyką, zwierzętami, ogólnie sportami wodnymi, tańcem... jeszcze mogę wymieniać... ;)  a Ty?" 
 "Muzyką, zwierzętami i tańcem również. Masz bardzo ładny charakter pisma.A napisałabyś czym w muzyce dokładniej?I jakie jest Twoje ulubione zwierzę?"
 "Hmm... no nie wiem... :) W sumie za 10 minut będzie dzwonek. Nie lepiej żebyśmy się na te 10 minut skupili i pogadali na przerwie? I dziękuje za komplement o moim charakterze pisma :)"
 "Niech Ci będzie..., chociaż ja nie za bardzo umiem się skupić na matmie, ale postaram się (nie obiecuje, że nie będę!) Ci nie przeszkadzać. :)"
Nic już nie odpisałam, ale się do niego uśmiechnęłam (znów!). Byłam prawie pewna, że nie wytrzyma bez wygłupów i nie myliłam się. Kiedy nauczycielka mówiła coś, on rzucał zabawne uwagi pod nosem i nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Myślę, że dobrze, że ciche, gdyż pani nie miała raczej dobrego humoru, a mimo, że jej nie znałam, byłam prawie pewna, że nie byłaby zadowolona. 
Wreszcie nadszedł upragniony dzwonek. Wyszliśmy z klasy, ale w środku została pani i jakiś uczeń, z którym musiała "poważnie porozmawiać".

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 1

Zapowiada się męczący dzień! Wczoraj przyleciałam z tatą do L.A., a już dziś idę tu do szkoły. Jestem trochę zmęczona, ale co tam. Muszę się przed wyjściem chociaż trochę rozpakować i oczywiście sama siebie ogarnąć, bo po podróży nie wyglądam tak, jak chciałabym się po raz pierwszy pokazać w nowym miejscu. Postanowiliśmy zacząć wszystko od nowa. Rodzice rozstali się pół roku temu, a dwa tygodnie temu tata dostał propozycję pracy tu, która przyjął. Cieszyłam się z tego powodu. Zawsze chciałam przyjechać do USA, a teraz nawet mieszkam tu! Do niedawna nie mogłam w to uwierzyć, ale w końcu to do mnie dotarło.
Otworzyłam walizkę, znalazłam odpowiednie ubrania i poszłam do szybko się przebrać. Wróciłam na miejsce i póki miałam jeszcze trochę czasu, zaczęłam układać rzeczy w szafie. Po jakimś czasie spojrzałam na zegarek : 7.00. Mam jeszcze trochę czasu, szkoła zaczyna się o 8.00. Spakowałam potrzebne rzeczy do torby i zeszłam na dól, do kuchni, gdzie przebywał już mój tata. W pomieszczeniu unosił się jakiś smakowity zapach.
- Hej, tato. Co gotujesz? - zapytałam wchodząc do kuchni
- Obiad dla ciebie, bo wracam dziś bardzo późno z pracy - odparł. No tak, praca znów na pierwszym miejscu - pomyślałam i cicho westchnęłam.
- Co jest, córeczko?
- Ehh... nic. Po prostu myślałam, że byśmy mogli spędzać ze sobą więcej czasu, ale...
- Musimy najpierw wszystko ułożyć. Ja w pracy, a ty w szkole. - powiedział - A teraz  powiedz, co chcesz na  śniadanie,bo musisz przed wyjściem coś zjeść.
- Nie wiem. Nie mam ochoty na jedzenie...
- Musisz coś zjeść. Zrobię ci kanapki.
- No dobrze, dobrze.
Tata, dość dobrze jak na niego poradził sobie z wykonaniem tego trudnego zadania i kanapka była nawet zjadliwa. Przełknęłam ostatni gryz, wzięłam torbę, pożegnałam się z tatą i wyszłam. Nie byłam pewna, czy znam drogę na tyle dobrze, żeby bez problemu trafić na miejsce, ale jakoś sobie poradziłam. Droga zajęła mi ok. 10 - 15 minut. Stanęłam przed raczej dużym budynkiem i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem trochę zastresowana. W sumie to chyba nic dziwnego - miałam dołączyć do nowej klasy pod koniec roku szkolnego, a nikogo tam nie znałam. Barier językowych się nie obawiałam - moi rodzice i dziadkowie pochodzą z Anglii i dobrze znam ten język.
Przekroczyłam progi budynku i skierowałam się w stronę gabinetu  dyrektorki. Po drodze rozglądałam się po korytarzu. Było tu dużo szafek i ludzi. Zwróciłam uwagę na ich wygląd i porównałam go do mojego. Hmm... troszeczkę się różniłam. Miałam na sobie sukienkę, sandałki,długi sweter, delikatny makijaż i włosy zaplecione w długiego warkocza. U dziewczyn w tej szkole przeważał ostry makijaż, farbowane włosy, pomalowane paznokcie, chyba aż za bardzo wydekoltowane bluzki... Nie żebym miała coś przeciwko malowaniu paznokci lub farbowaniu włosów, ale u ich to nie wyglądało zbyt dobrze... U chłopaków najczęściej krótkie spodenki i T-shirt, albo dresy. Rzadko który miał koszulę lub jeansy. Gołym okiem widziałam, że nie pasuję tutaj, ale postanowiłam się nie przejmować. Mimo tego postanowienia czułam się tu nieswojo. Uczniowie rzucali mi ukradkowe spojrzenia. Zapukałam do drzwi z napisem "DYREKTOR". Po chwili otworzyły się i ukazała się w nich kobieta, która wpuściła mnie do środka. Zrobiła na mnie dość dobre pierwsze wrażenie. Przedstawiłam jej się, ona sprawdziła coś w komputerze i w swoim zeszycie, i dała mi plan lekcji i kluczyk do szafki. Następnie pokazała mi, gdzie ona się znajduje. Po drodze opisała mi w skrócie szkołę, nauczycieli, uczniów i wymagania.Zauważyłam, że jest dość rozmowną i towarzyską osobą. Zabrzmiał dzwonek. Uczniowie leniwie zaczęli podążać w stronę swoich klas. Razem z dyrektorką również poszłyśmy pod jedną z sal. zanim tam doszłyśmy na korytarzach zrobiło się pusto. Ta szkoła jest większa niż mi się wydawało! Mam nadzieję, że poznam ją zanim się w niej zgubię... Dyrektorka otworzyła drzwi i weszła do klasy. Ja weszłam za nią. Przedstawiła mnie uczniom, którzy niewiele różnili się od tych, których mijałam idąc do gabinetu, oraz nauczycielce, która wskazała mi pustą ławkę, w której miałam siedzieć. Siedzieć prawdopodobnie do końca roku, bo jak dowiedziałam się od dyrektorki, w tej szkole nie zmieniało się miejsc. wszystkie lekcje poza wf-em i muzyka odbywały się w jednej sali, czyli trochę inaczej niż w mojej poprzedniej szkole. "Zdążę się przyzwyczaić" - pomyślałam, wyciągając książki z torby. Uczniowie od czasu do czasu rzucali mi ukradkowe spojrzenia. Pierwsza lekcja, którą była matematyka mijała raczej spokojnie.W pewnej chwili drzwi do klasy otworzyły się i wszedł przez nie spóźniony uczeń.


________________________________________________________________________



No to mamy pierwszy rozdział! Mam nadzieję, że się Wam podobał :)
Pewnie mógłby być trochę dłuższy, ale specjalnie przerwałam w takim momencie ;) Wiem, jestem wredna <3

piątek, 18 kwietnia 2014

Hej :)

Hej. Mam na imię Ada, mam 14 lat, kocham R5 i to własnie o nich postanowiłam napisać opowiadanie. Mam nadzieję, że się Wam spodoba, i że będziecie komentować. <3
Pierwszy rozdział dodam niebawem...